Ślub Elżbiety z domu Sprott i Wojciecha Korfantego miał się odbyć 1 lipca 1903 roku w kościele parafii Trójcy Przenajświętszej w Bytomiu (obecnie kościół Świętej Trójcy). Wojciech miał wówczas 30 lat. W 1901 roku skończył ostatecznie studia na Wydziale Filozoficznym w Berlinie. Wrócił do Katowic, gdzie we wrześniu 1902 roku uczestniczył między innymi w reaktywacji Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, od dłuższego czasu już udzielał się politycznie, był redaktorem naczelnym „Górnoślązaka”, coraz bardziej rozpoznawalnym, charyzmatycznym mówcą.
Elżbieta, młodsza o 9 lat pracowała jako ekspedientka w słynnym Domu Towarowym Braci Barasch w Bytomiu, w dziale z galanterią. Biegle posługiwała się językiem niemieckim i polskim. Była córką sztygara, w domu mówiła po śląsku. Wydaje się, że jej duże, piękne oczy w ciemnej oprawie odegrały w tej historii niemałą rolę, podobnie jak fakt, że jak pisała niemiecka prasa, Korfantym był „die Blonde Bestie”.
Niedługo, po pierwszych randkach, między lutym a majem 1902 roku, Korfanty został aresztowany i osadzony w słynnym więzieniu w wielkopolskich Wronkach* m.in. za publikację artykułów pt.: „Do Niemców i Do moich braci Górnoślązaków”. Para przetrwała dzielnie ten czas. Wkrótce ogłoszono zapowiedzi. W Bytomiu, w parafii Elżbiety i w Katowicach w kościele Mariackim, do którego należał Wojciech. Tamtejszy proboszcz, Wiktor Schmidt, gratulując panu młodemu zwolnił go jednocześnie z obowiązku egzaminu w zakresie przedmałżeńskiej katechezy.
Był czerwiec 1903 roku.
Nagle, tuż przed ślubem, przed młodymi zaczęły się piętrzyć zaskakujące przeszkody proceduralne, niewątpliwie o politycznym podtekście. Najpierw Korfantego zmuszono do podpisania oświadczenia o posłuszeństwie kardynałowi Gergowi Koppowi, ówczesnemu biskupowi wrocławskiemu. Gdy podpisał, wyznaczono łaskawie ślub na szóstą rano. Po czym pod koniec czerwca zawiadomiono narzeczonych, iż odmawia im się uroczystego ślubu, tzn. takiej ceremonii, której towarzyszyłby śpiew i gra na organach. W niektórych przekazach jest wręcz mowa o tym, że całkowicie odmówiono im ślubu, a nie tylko uroczystych elementów mszy. Korfanty śpiesznie odwołał się od decyzji bytomskiego proboszcza do Koppa, ten jednak podtrzymał stanowisko Reinholda Schrimeisena.
Ceną za ewentualną zmianę decyzji pruskiego kleru miało być ewentualne złożenie przez Korfantego oficjalnych przeprosin. Miałby się ukorzyć za ostrą krytykę praktyk germanizacyjnych kościoła niemieckiego na Śląsku. Oficjalnie oskarżano go o domniemane autorstwo artykułu w numerze 123 „Górnoślązaka” z 1903 roku, gdzie pisał o tym, że niemieccy księża nagminnie odmawiają rozgrzeszania propolskim Ślązakom i przedstawicielom polskich enklaw narodowych m.in. za czytanie propolskiej prasy.
Zaczął się swoisty wyścig z czasem. Ostatecznie, niczym w tanim romansie, 30 czerwca 1903 roku zamiast kościelnej uroczystości ślubnej odbył się wyłącznie ślub cywilny, co zresztą nakazywało pruskie prawo. 1 lipca odbyło się skromne przyjęcie. Dziś nazwalibyśmy je spontaniczną domówką, bo nie było sposobu, aby w tak krótkim czasie zawiadomić wszystkich gości, co zaszło i zmienić charakter spotkania. Impreza odbyła się w Bytomiu, najprawdopodobniej w domu rodzinnym Elżbiety.
Za namową profesora UJ, kanonika Stanisława Spisa, pod koniec lipca młodzi postanowili wyjechać do Krakowa, aby tam poszukać bardziej przychylnej parafii dla swoich planów. Elżbieta zawiesiła swą pracę w domu towarowym i zrezygnowawszy z dobrej posady, od 6 lipca mieszkała już w Galicji. Zaczęła dawać lekcje niemieckiego w Wyższej Pensji Żeńskiej Heleny Kaplińskiej i Łucji Żeleszkiewicz w Krakowie. Mieszkali osobno, bo zgodnie z kanonicznym prawem obowiązani byli dopełnić trzymiesięcznego wymogu domicylu (stałe miejsce zamieszkania osoby fizycznej na danym obszarze nadające określone uprawnienia) koniecznego do dalszego procedowania ożenku w monarchii. Można więc sobie wyobrazić, że Wojciech mieszkał wtedy w pociągu, stale na trasie Bytom-Kraków, Kraków-Bytom, gdyż w przeciwieństwie do żony nie odpuścił ani kariery politycznej, ani obowiązków redakcyjnych w wydawnictwie w Bytomiu.
Wielka historia krzyżowała się ze staraniami młodej pary. Dwudziestego lipca umarł papież Leon XIII, a Kardynał Kopp spotkawszy się podczas obrad konklawe z rzymskokatolickim, polskim duchownym, krakowskim kardynałem Janem Puzyną, szybko zyskał w nim sojusznika w nękaniu Korfantego. Legenda mówi, że to właśnie wtedy przyszła z Watykanu depesza: „Ślubu Korfantemu nie dawać!”. Tak przekazana wola pozwoliła bytomski zakaz przenieść do Krakowa.
Jako pierwsi odmówili ślubu Jezuici, równie spektakularnie odmówili Karmelici z klasztoru na Bielanach, jednak nie wszyscy krakowscy księża podzielali słuszność tego zakazu. Czas płynął nieubłaganie. Ostatecznie Władysław Mikulski, proboszcz parafii Świętego Krzyża, w samym sercu Krakowa, zdecydował się udzielić im ślubu bez względu na konsekwencje. Ceremonię zapowiedziano na 5 października. Sprawa robiła się coraz bardziej głośna, a to zmusiło także kardynała Puzynę do wycofania sprzeciwu. Tak zakończyły się trzymiesięczne, krakowskie starania Korfantych o ślub kościelny. „Po ślubie X. Mikulski odprawił Mszę św., podczas której młoda para przystąpiła do Komunii św. Podczas ślubu i Mszy św. śpiewała dwunastka sokoła” – informowała notatka w wieczornym wydaniu krakowskiego „Czasu” (05.10.1903).
Nawet dziś, takie rwane, chwilowe pomieszkiwanie, codzienna rozłąka, oczekiwanie i nieustanne borykanie się z władzą oraz przeciwnościami losu byłby trudne dla ludzi, którzy woleliby w takim okresie być ciągle razem i spędzać czas w zupełnie inny sposób.
Przełom XIX i XX wieku może być dziś dla nas bardziej zrozumiały, gdy dojrzymy za pomnikowymi postaciami życie w całym spektrum fantastycznych zjawisk, które cyklicznie zdają się towarzyszyć takim przełomowym okresom. Gdy Korfantowie chcieli wziąć ślub, „krakowski spleen” niczym z piosenki Kory, był jeszcze bardzo zanurzony w klimatach fin de siècle-owych, miasto żyło skandalami teatralnymi i artystycznymi. Wciąż żywa była dyskusja wokół „Wesela” Wyspiańskiego, którego premiera – przypomnijmy – odbyła się 16 marca 1901 roku. Chyba dość łatwo potrafimy wyobrazić sobie sytuację, gdy po weselu zgraną ekipą zmierzamy do ulubionej miejscówki na mieście, a tam przyjaciele i przyjaciółki dodają swoją energią i różnorodnością splendoru i barw imprezie. Tak też było w poniedziałek, 5 października 1903 roku. Najpierw tłumy krakowian wypełniły plac przy kościele św. Krzyża, aby choć trochę otrzeć się o celebrycki klimat i uczestniczyć w ślubie niezmordowanej pary, a potem na przyjęciu nie zabrakło kolorowych gości, pojawił się ponoć sam Włodzimierz Tetmajer, który dopiero co posłużył Wyspiańskiemu jako inspiracja dla postaci gospodarza w „Weselu”. Wesele i „Wesele” spotkały się symbolicznie, medialnie i pamiętnie.
7 maja 1904 roku w „Głosie Śląskim” opublikowano wyjaśnienia księdza Władysława Mikulskiego, dlaczego udzielił ślubu Korfantym, gdyż jeszcze długo nie cichły sprzeciwy, a odwołania słano znów także do Watykanu.
Opracowała: dr Małgorzata Tkacz-Janik
Stowarzyszenie Szlakiem Kobiet
Na podstawie:
*Na marginesie warto dodać, że słynne więzienie funkcjonuje do dziś. W różnych okresach więziono tam znane z historii postaci m.in. Różę Luksemburg, czy Jacka Kuronia. Powstało w 1894 roku, obecnie jest to największy w Polsce zakład typu zamkniętego, m.in. dla recydywistów.