Chodak, trep, pantofel (po śląsku pyntofel) – to nazwy określające popularne dawniej, prymitywne obuwie składające się z drewnianej podeszwy i skórzanego noska. Pełne buty na skórzanej podeszwie były towarem luksusowym i w niezamożnych rodzinach na co dzień chodziło boso lub właśnie w trepach. Współcześnie chodaki możemy kupić w sklepach, jednak nie przypominają one tych tradycyjnych. Dawniej struganiem drewnianych podeszw zajmowali się dorywczo stolarze lub rzemieślnicy, nazywani pantoflarzami.
Czy istnieją jeszcze prawdziwi pyntoflorze?
Oto kilka wspomnień mieszkańców Rudy Śląskiej na temat pyntofli i pyntoflorzów:
„W Kochłowicach pyntoflorz mieszkał naprzeciwko lodziarni [ul. Piłsudskiego – przyp. MP], w domkach na górze. Miał na nazwisko chyba Wilkoszyński. Pyntofle miały kwadratowe noski.
W zimie [1942 r. – przyp. MP] nie miałam innych butów, więc poszłam do szkoły w skarpetach wełnianych zrobionych przez […] mamę i pyntoflach. Była gołoledź. Nauczycielka posłała mnie po mleko. Szłam całą drogę trzymając się płotu, ponieważ się ślizgałam. Potem […] mama znalazła dla mnie na strychu stare skórzane, wysokie sznurowane szczewiki [buty – przyp. MP].”
J.K. ur. 1935 r.
„Kiedy gospodarz ścinał topolę, a potrzebował trochę grosza, drewno sprzedawał pytoflorzowi, który robił z drewna topolowego pyntofle.
W każdej miejscowości byli pyntoflorze. Najlepsi potrafili tak wystrugać podeszwy, żeby były wygodne [dołek w okolicach śródstopia – przyp. MP]. Podeszwy były grube i chodziło się w nich aż do zdarcia, kiedy były cienkie i się przecierały.
Pierwotnie całe palce były przykryte skórą. Po wojnie robiło się tańsze pynfotle, które miały przybity pasek taśmy i odsłaniały czubek stopy.
Żeby zrobić szlyjzuchy [łyżwy] odłamywało się uszy z wiadra i wbijało je w podeszwę. Jeśli ktoś miał wprawę, np. dorosły, potrafił to robić dobrze. Dzieci często wbijały to nieumiejętnie, przez co podeszwa pyntofla łamała się.” J.W. ur. 1953 r.
Tekst: Małgorzata Pietrzak
Pyntofle u dalszych i bliższych sąsiadów: